poniedziałek, 23 listopada 2015

"Zmienne koleje losu" - Zawisza Bydgoszcz w latach 1961-1972

Dwóch niestrudzonych i upartych ludzi: Zenon Greinert i Karol Tonder wydało właśnie przy wsparciu Stowarzyszenia Piłkarskiego Zawisza kolejną niesamowitą książkę o historii Zawiszy Bydgoszcz obejmującą lata 1961 - 1972.



Trochę zebrało mi się na wspomnienia, więc napiszę dzisiaj o tym jak zaczęła się moja przygoda  z Zawiszą , a przy okazji jak poznali się obaj autorzy powyższej publikacji.


Kilka lat temu,  w 2002 roku  klub wywodzący się ze struktur wojskowych, przez dziesięciolecia związany z dowództwem Pomorskiego Okręgu Wojskowego, utracił kilka lat wcześniej swoje tradycyjne finansowe podstawy i zmierzał po równi pochyłej w piłkarski niebyt. Pozbawiony był wsparcia władz miasta, zapomniany przez media. Ale nie zapomnieli o Zawiszy kibice. Tysiące wspomnień, niezapomnianych przeżyć nie pozwalało kibicom Zawiszy odpuścić. W 2003 roku założyli Stowarzyszenie Piłkarskie Zawisza. W tamtym czasie wiele prywatnych osób zaangażowało się w odbudowę piłkarskiego Zawiszy Bydgoszcz, który znalazł się w V lidze, a następnie przez kilka lat w IV lidze.

Miałem okazję bliżej przyglądać się temu procesowi i brać w nim udział kilka lat później. Zawisza przechodził kilka prób "przeszczepów", ale żaden się nie przyjął. Kolejno KP Konin, fuzja z Chemikiem, a potem tzw. "Hydrobudowa" z Włocławka, wygenerowały sporo zamieszania. Mało kto zdawał sobie sprawę, że w V lidze gra klub, który jest kontynuatorem kilkudziesięciu lat tradycji WKS Zawisza, a jego najwierniejsi kibice nigdy nie zaakceptowali wspomnianych prób przeszczepienia na Gdańską innych klubów, grających w wyższych ligach. Ja nie należałem do tego grona. Na Zawiszę chodziłem jako dziecko z ojcem, a potem przez wiele lat nie miałem z klubem nic do czynienia. Gdy w Bydgoszczy pojawiła się II ligowa "Hydrobudowa" gazety pisały, że to Zawisza. Nie miałem wtedy zbytnio wiedzy o kulisach przenosin tego klubu na Gdańską i czasu by to zbytnio zgłębiać. Po kilku miesiącach zrozumiałem. Czułem złość i sporą niechęć do takiego manipulowania ludzkimi emocjami.

Studiowałem wtedy informatykę, więc w ramach uczenia się obsługi baz danych stworzyłem swoją bazę danych, która pierwotnie miała jedynie zebrać i pokazywać dokonania tego oryginalnego Zawiszy, bez narzutu wspomnianych przeszczepów. Zawisza był wtedy liderem tabeli wszech czasów, więc moim marzeniem stało się całkowite odtworzenie historii II ligowych rozgrywek (wtedy na zapleczu ekstraklasy grała po prostu II liga). Wkręciłem się całkowicie w Zawiszę. Zacząłem się pojawiać na zebraniach SP Zawisza.  Spojrzałem w oczy ludziom, którzy walczyli przez wiele miesięcy z Hydrobudową chociaż miałem świadomość co myślą o takich jak ja. Wiedziałem, że różnie to się może potoczyć, zwłaszcza, że emocje były dość świeże, ale nie potrafiłem już odpuścić sobie Zawiszy. Po kilku miesiącach wszedłem do  zarządu stowarzyszenia.

To były niesamowite czasy. Najpierw był ten niesamowity sezon 2007-2008. Żeby awansować do reorganizowanej II ligi zachodniej trzeba było wygrać rywalizację w IV lidze i przebijać się przez baraże. Już ta pierwsza część zadania nie była prosta, bo intensywne "zbrojenia" rozpoczęła właściwie równolegle Olimpia Grudziądz. IV ligę udało się wygrać z Olimpią zaledwie o włos, lepszą ilością bramek strzelonych na wyjeździe (pamiętne 2:2 w Grudziądzu). W barażach pokonaliśmy mistrza IV ligi z opolszczyzny i po wielu latach udało się wrócić na centralny szczebel rozgrywek. To był sezon, w którym nie opuściłem żadnego wyjazdu. Nigdy przedtem ani potem nie udało mi się tego powtórzyć. IV liga, to były relatywnie krótkie wyjazdy, a mecz barażowy w Leśnicy to wisienka na torcie, której nie chciał już nikt odpuszczać. Jechało na opolszczyznę wiele autokarów z naszymi. O samym tym wyjeździe i o tym jak urządziła nas policja można by napisać osobny tekst, ale w końcu w II połowie udało się nam dostać w pobliże obiektu, na którym lały się za chwilę szampany.

Byliśmy w niebie.  Zawisza grał zaledwie na trzecim szczeblu rozgrywek, w II lidze zachodniej, ale każdy mecz był prawdziwym świętem po całym tygodniu ciężkiej pracy. Na stadion przychodziło po kilka tysięcy osób, a o fantastycznych oprawach przygotowywanych przez ultrasów i o fanatycznym dopingu na trybunach bydgoskiego Zawiszy zaczęło się już robić coraz głośniej w kibicowskiej Polsce. Kolejne ekipy przyjeżdżały tu z dużą ciekawością i były świadkami ogłuszającego dopingu z legendarnej trybuny B. Żyliśmy życiem tego zespołu, śledziliśmy każde lepsze lub gorsze kopnięcie piłki, każdy najmniejszy nawet zalążek ciekawej akcji. Kibicowska populacja odradzała się z każdym miesiącem. Ludzie opowiadali sobie na mieście o fantastycznej atmosferze na meczach i wciągali swoich znajomych. Byliśmy ewidentnie na fali wznoszącej.

II liga to jednak spore wyzwanie finansowe. A marzenia nie kończyły się na II lidze. Wszyscy byliśmy przekonani, że miejsce Zawiszy i ósmej pod względem populacji w kraju Bydgoszczy jest w piłkarskiej elicie. Trzeba było podejmować trudne decyzje. Przygotowywaliśmy przekazanie II ligowej drużyny spółce z większościowym udziałem miasta. To był trudny czas. Świadomość ryzyka związanego z przekazaniem zarządzania klubem miastu mieszała się z nadziejami na dalszy rozwój klubu, możliwość grania wychowanków bydgoskiego Zawiszy w Ekstraklasie czy I lidze.

Zawiszę wspierało w tym czasie kilkudziesięciu lokalnych przedsiębiorców, ale i tak na spotkaniach zarządu ciągle zastanawialiśmy się czy nie wycofać z rozgrywek zespołu rezerw, albo skąd wziąć kilkadziesiąt tysięcy na kolejny miesiąc funkcjonowania klubu. Do dzisiaj nie wiem czy przekazanie zespołu miejskiej spółce nie było jednak błędem. Być może trzeba było wytrzymać jeszcze jeden sezon i starać się za wszelką cenę utworzyć spółkę w takiej formule, która pozwalałaby zachować kontrolę na klubem? Wtedy przetrwanie na poziomie II ligi wydawało mi się niemożliwe, od strony finansowej oczywiście. Od strony sportowej pierwszy sezon Zawiszy na centralnym szczeblu rozgrywek wypadł świetnie, bo utrzymaliśmy się bez baraży, ze składem opartym na zawodnikach z regionu. Żaden zespół z naszego regionu nie zrobił tego do dzisiaj. Grająca na poziomie II ligi Olimpia Grudziądz mocno posiłkował się już ogranymi zawodnikami z innych regionów.
Z drugiej strony mogło dojść do zadłużenia klubu, co mogło uniemożliwić powstanie spółki i ściągnąć nas z powrotem gdzieś na regionalny szczebel rozgrywek. Biliśmy się z myślami przez wiele miesięcy. Trudno powiedzieć, czy kiedykolwiek będę miał pewność, że podjęliśmy właściwą decyzję. Czy mogliśmy się spodziewać, że nowym właścicielem zostanie taka a nie inna osoba? Czy powinniśmy to przewidzieć? Czy można było sądzić, że może dojść do takich sytuacji, że łamany będzie ewidentnie statut spółki, który uniemożliwia do dzisiaj zmianę np barw klubu. A przecież jego obecne władze nic sobie z tego nie robią i zrezygnowały z białego. Czy to było naiwne, że spodziewaliśmy się przestrzegania prawa przez zarząd spółki, jakikolwiek by on nie był? Czy mogliśmy się spodziewać, że tolerować to będzie miasto, udostępniając przecież spółce obiekty i dofinansowując klub sporą kasą? I w końcu, czy można było zakładać, że nadejdą kiedykolwiek takie czasy, że całe środowisko kibiców zostanie obrzucone błotem i usunięte na wiele miesięcy ze stadionu? Że członek Rady Nadzorczej spółki nie zostanie wpuszczony na mecz? Władze klubu wpierane przez władze miasta posunęły się tak daleko, że usunęły z obiektów na Gdańskiej nawet grupy młodych piłkarzy SP Zawisza, jak gdyby bydgoscy 10-latkowie mogli być szkodliwi dla interesów nowego właściciela większości udziałów spółki. Obecnie ci bydgoszczanie grają w Sicienku dzięki gościnności i życzliwości wójta tej gminy. To jest skandal, który kiedyś zostanie rozliczony. Jestem przekonany, że przyjdzie na to czas. Tytuł książki: Zmienne koleje losu" jakże pasuje do obecnych czasów. Awans z regionalnych "pastwisk" do centralnych rozgrywek, awans do Ekstraklasy po wielu latach,  mecz Legią przy kilkunastu tysiącach kibiców na trybunach, a za kilka tygodni zmasowana nagonka na "kiboli", bojkot i już 2 lata praktycznie stracone. Co dalej?

Ale tu wracamy do naszej nowej książki. Właśnie w tamtym okresie, prawdopodobnie w 2007 albo 2008 zdałem sobie sprawę, że nad odtworzeniem historii Zawiszy Bydgoszcz pracuje równolegle kilka osób. Ja grzebałem w mojej bazie danych, zacząłem nawet efekty tej pracy pokazywać w internecie jako www.zawisza1946.pl

zawisza1946.pl


Wiedziałem, że intensywnie pracuje nad zbieraniem archiwalnych materiałów Karol Tonder, a w dodatku poznałem Zenona Greinerta, świeżo upieczonego emeryta, z mnóstwem wolnego czasu, który robił to samo. Miał niesamowitą cierpliwość do przeszukiwania bibliotek i archiwów. Udało mi się skontaktować ich ze sobą. Przypadli sobie chyba do gustu, bo kilka lat później ukazała się ich pierwsza wspólna książka o Zawiszy: „Droga do piłkarskiej ekstraklasy. Zawisza Bydgoszcz 1946-1960”, wydana w 2012 roku, a w 2015 "Zmienne koleje losu. Zawisza Bydgoszcz 1961 - 1972".

Chciałby serdecznie polecić Wam lekturę tych książek. Nawet jeżeli nie zdołacie całej jej przeczytać, to w waszym domu znajdą się świetne pozycja z kilkuset unikalnymi zdjęciami. Być może wasze dzieci lub wnuki za wiele lat będą miały możliwość sięgnąć do korzeni WKS-u.

Jeżeli ktoś z Was jest zainteresowany historią Zawisza, a nie kupił jeszcze pierwszego tomu "Droga do piłkarskiej ekstraklasy", obejmującego pierwsze 15 lat historii klubu, to serdecznie zachęcam do zakupu kompletu kolekcjonerskiego obejmującego oba tomy.

Informacje o tym jak nabyć wspomniane komplety znajdują się na stronie zawisza.info.pl


Obecna sytuacja w Zawiszy jest bardzo trudna, ale Stowarzyszenie Piłkarskie Zawisza doprowadziło do skutecznej ochrony prawnej marki Zawisza poprzez Urząd Patentowy.

źródło: zawiszafans.net


Z pewnością cały czas istnieje spora grupa bydgoszczan, która nigdy nie pozwoli na zupełny upadek klubu. Dzisiaj nie ma ich na trybunach. Bojkot trwa już ponad 700 dni, ale Zawisza nie przestał być dla nich bardzo ważny. W tej chwili SP Zawisza skupia się nad umożliwieniem trenowania swoim dzieciakom wyrzuconym z miejskich obiektów. Niedawno zbieraliśmy kasę na montaż oświetlenia dla nich.  Ta pasja nie wygasła, mimo że nie widzi jej chwilowo większość bydgoszczan, nie piszą o tym lokalne media, chociaż to przecież chodzi o młodych bydgoszczan wyrzuconych z bydgoskich, miejskich obiektów. Szkoda.


Na koniec chciałbym zacytować słowa Karola Tondera, jednego z autorów prezentowanej wyżej książki o Zawiszy:

 "Z niecierpliwością oczekuję na wydanie tomu obejmującego okres po 2013 roku, w którym każdemu odpowiedzialnemu za obecną sytuację Zawiszy podziękuje według "zasług" - to ostanie zdanie z jego notki biograficznej na okładce.


Nie chodzi tylko o młodzież z SP Zawisza. Wielu tysiącom bydgoszczan zabrano już dwa lata pozytywnych emocji związanych z dopingowaniem klubu, który powinien być naszym flagowym okrętem w zakresie promocji Bydgoszczy i regionu, a jest kibicowskim pośmiewiskiem gdzie hula sobie wiatr na trybunach. To jest problem poważny. Problemem jest także wydatkowanie miejskich pieniędzy na taki "produkt". Problemem jest również akceptacja przez ratusz naruszania statutu przez władze spółki. Jak możliwe jest, że w takich warunkach, mając anty promocję miasta na pustym stadionie  władze miasta decydują się na przedłużenie umowy na mocy której miejskie miliony dalej trafiają na konto spółki?

Wiele pytań czekających bezskutecznie na logiczną odpowiedź. Mam nadzieję, że kiedyś osoby za to odpowiedzialne poniosą konsekwencje takich działań. Za rok 70-lecie klubu. To będzie prawdopodobnie bardzo smutny jubileusz, bo wielomiesięczny bojkot wygasił w ogóle zainteresowanie Zawiszą.

Portal 90minut.pl podaje, że na meczu Zawiszy z Arką, który w normalnych warunkach byłby hitem I ligi, przyszło w ostatni weekend 200 osób. To pięciokrotnie mniej niż w Suwałkach na mecz Wigier.

źródło: 90minut.pl


Usunięcie najbardziej zagorzałych kibiców ze  stadionu miało podobno zachęcić bydgoszczan do masowego przychodzenia na mecze Zawiszy. Gdzie są ci bydgoszczanie? Piłka potrzebuje emocji, potrzebuje atmosfery. Bez kibiców nie zbuduje się normalnego klubu, a miasto zamiast promocji w kamerach telewizyjnych będzie kupować anty promocję. Dlatego ze swojej strony apeluję do władz miasta o poważne zastanowienie się nad sposobem rozwiązania tego problemu. Jak nic się nie zmieni, to jesienią 2016 napiszę, że minęło właśnie 1000 dni bojkotu. Ale może jednak da się jakoś inaczej zarządzać tą sytuacją niewątpliwie kryzysową?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz