Po tym spotkaniu władze klubu oraz miasta Bydgoszczy postanowiły pozbyć się grupy najbardziej zagorzałych fanów swojego klubu. Postawiono im ultimatum, którego nie byłaby w stanie spełnić żadna grupa kibicowska w Polsce. Mieli między innymi donosić na swoich kolegów, wyręczając organy ścigania władzy państwowej powołane do walki z przestępczością. Oczywiście nikt z kibiców nie miał zamiaru podpisywać takich dokumentów. Był to oczywisty absurd.
Osoby prowadzące zorganizowany doping, a także ich "gniazdo" zostały usunięte ze stadionu za pomocą zakazów stadionowych. Część z nich została wydana z naruszeniem przepisów, ale cel władz klubu został osiągnięty: kibice usunęli się ze stadionu. Ci obdarowani zakazami, a także duża grupa pozostałych - już z własnej i nieprzymuszonej woli, w geście solidarności z całym środowiskiem uznanym za niemile widziane na obiekcie i oczernianym publicznie przez właściciela większościowego pakietu akcji klubu.
Takie działania wobec środowiska bydgoskich kibiców wpisywały się wyśmienicie w oczekiwania ówczesnych władz kraju, które potrzebowały nośnego tematu (walki z kibolstwem) do maskowania braku sukcesów w innych obszarach, np likwidacji KRUS, zapowiadanych a nierealizowanych obniżek podatków, czy braku umiejętności sprowadzenia przez kilka lat do kraju szczątków rozbitego w Smoleńsku, prezydenckiego Tupolewa.
Po tak sformułowanych oczekiwaniach stało się jasne, że ruch kibicowski ogłosi bojkot. I taka sytuacja trwa już 2 lata. Dokładnie dwa lata temu, podczas spotkania z Lechem kibice nie przebierając w słowach wyzywali właściciela klubu, domagając się ujawnienia materiałów z monitoringu, które podobno zaginęły. Emocje były ogromne, bo podczas działań policji podczas meczu Widzewem (przez część uczestników zdarzeń określanych jako policyjna prowokacja) jeden z kibiców stracił oko trafiony gumową kulą z policyjnej broni.
Co ciekawe, bydgoskie media w tym okresie zupełnie pomijały milczeniem brak profesjonalizmu organizatorów spotkania, pomijały fakt "zaginięcia" materiałów wideo ze stadionowego monitoringu. Skupiały się na wulgarnym sposobie, w jaki kibice domagali się uczciwego dochodzenia.
Po pewnym czasie coraz większa część mediów zaczęła dostrzegać, że widowiska piłkarskie bez kibiców bardzo dużo tracą ze swojego kolorytu. Zaczęło się narzekanie na fatalną, piknikową atmosferę na meczach Zawiszy. Podnoszone są co jakiś czas pytania, czy wspieranie takiego klubu z miejskich pieniędzy sporą gotówką z kasy miasta ma jeszcze sens. Czy takie widowiska sportowe transmitowane na cały kraj przez Polsat Sport to jeszcze promocja miasta, czy już anty promocja i kompromitacja.
Powyżej film z okresu, gdy spotkania Zawiszy były niewątpliwie promocją Bydgoszczy.
I taka sytuacja trwa już 2 lata. Ile czasu jeszcze potrwa? Trudno powiedzieć. Jedno jest pewne. Piłkarski Zawisza Bydgoszcz jest ikoną bydgoskiego futbolu. Kilkanaście sezonów spędzonych w Ekstraklasie przez niebiesko-czarnych i ponad 30 sezonów na zapleczu ekstraklasy wyrobiło solidną markę klubowi z Gdańskiej. Wiele spotkań w historii przyciągało na stadion po kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Taki klub powinien być rzeczywiście marką używaną do promocji miasta i całego regionu. Nie możemy narzekać przecież na nadmiar silnych marek, które mogłyby się stać ikonami Bydgoszczy w kraju. Z tego względu tolerowanie obecnej sytuacji przez władze miasta może co najmniej dziwić.
Podpisanie w takiej sytuacji kolejnej umowy ze spółką WKS Zawisza przez władze Bydgoszczy to już prawdziwe kuriozum.
Klub, który utracił wsparcie ~2/3 swoich kibiców otrzymuje kolejną lukratywną umowę na promocję miasta. O co chodzi?
Pewnie się tego nie dowie statystyczny podatnik z miasta nad Brdą i Wisłą. Ale wygląda to bardzo dziwnie. Dlaczego mając wszystkie karty w ręku prezydent Bydgoszczy nie wykorzystał ich w celu wymuszenia naprawy sytuacji? Wiadomo, że Radosław Osuch nie ma problemu z fatalną atmosferą wokół spółki dopóki zgadzać mu się będzie kasa. Dlaczego prezydent Bruski postanowił ten jego problem rozwiązać posługując się pieniędzmi podatników, którzy przecież bojkotują spotkania Zawiszy od 2 lat?Jak to wygląd w liczbach?
Przed bojkotem, w sezonie 2013/2014 6 spotkań Zawiszy zgromadziło 6 tysięcy lub więcej widzów:
- Zawisza - Jagiellonia - ~9000 widzów;
- Zawisza - Podbeskidzie - ~ 6000 widzów;
- Zawisza - Wisła - ~ 7000 widzów;
- Zawisza - Legia - 12789 widzów;
- Zawisza - Lech - ~7000 widzów.
Przed rozpoczęciem bojkotu średnia frekwencja na Zawiszy wynosiła około 6,7 tysiąca widzów. W efekcie bojkotu, średnia w kolejnych spotkaniach do końca sezonu spadała do poziomu około 2,6 tysiąca widzów. W tym sezonie tylko podczas 5 spotkań frekwencja przekroczyła według oficjalnych danych 3 tysiące widzów, a nigdy nie przekroczyła 5 tysięcy widzów.
Przez cały okres tych dwóch feralnych lat frekwencja na Zawiszy ani razu nie przekroczyła 5 tysięcy widzów. Przez cały sezon 2014/2015 rozgrywany w Ekstraklasie średnia frekwencja wyniosła jedynie 2646 widzów. Obecnie po spadku do I ligi wynosi około 1680 widzów na mecz.
[20151213] Średnie frekwencje w sezonie 2015/2016, źródło zawisza |
Najlepszy komentarz do obecnej sytuacji stanowi fakt, że wyższą frekwencję niż w Bydgoszczy notują 3 zespoły z niewielkich miast grające w niższej klasie rozgrywkowej:
- GKS Tychy - 6243 widzów;
- Radomiak Radom - 2623 widzów;
- Stal Mielec - 2597.
Pusty stadion Zawiszy, mieszczący nominalnie ponad 20 tysięcy widzów to bardzo przykry widok. Z promocją miasta nie ma to moim zdaniem wiele wspólnego. Nie potrafię wybaczyć prezydentowi Bydgoszczy, że przechodzi nad tym do porządku dziennego. Taka sytuacja nie powinna trwać przez 24 miesiące.
Dla przypomnienia, tak wyglądała I liga na stadionie Zawiszy 3 lata temu:
Kiedy taki doping wróci na Gdańską?