poniedziałek, 23 listopada 2015

"Zmienne koleje losu" - Zawisza Bydgoszcz w latach 1961-1972

Dwóch niestrudzonych i upartych ludzi: Zenon Greinert i Karol Tonder wydało właśnie przy wsparciu Stowarzyszenia Piłkarskiego Zawisza kolejną niesamowitą książkę o historii Zawiszy Bydgoszcz obejmującą lata 1961 - 1972.



Trochę zebrało mi się na wspomnienia, więc napiszę dzisiaj o tym jak zaczęła się moja przygoda  z Zawiszą , a przy okazji jak poznali się obaj autorzy powyższej publikacji.


Kilka lat temu,  w 2002 roku  klub wywodzący się ze struktur wojskowych, przez dziesięciolecia związany z dowództwem Pomorskiego Okręgu Wojskowego, utracił kilka lat wcześniej swoje tradycyjne finansowe podstawy i zmierzał po równi pochyłej w piłkarski niebyt. Pozbawiony był wsparcia władz miasta, zapomniany przez media. Ale nie zapomnieli o Zawiszy kibice. Tysiące wspomnień, niezapomnianych przeżyć nie pozwalało kibicom Zawiszy odpuścić. W 2003 roku założyli Stowarzyszenie Piłkarskie Zawisza. W tamtym czasie wiele prywatnych osób zaangażowało się w odbudowę piłkarskiego Zawiszy Bydgoszcz, który znalazł się w V lidze, a następnie przez kilka lat w IV lidze.

Miałem okazję bliżej przyglądać się temu procesowi i brać w nim udział kilka lat później. Zawisza przechodził kilka prób "przeszczepów", ale żaden się nie przyjął. Kolejno KP Konin, fuzja z Chemikiem, a potem tzw. "Hydrobudowa" z Włocławka, wygenerowały sporo zamieszania. Mało kto zdawał sobie sprawę, że w V lidze gra klub, który jest kontynuatorem kilkudziesięciu lat tradycji WKS Zawisza, a jego najwierniejsi kibice nigdy nie zaakceptowali wspomnianych prób przeszczepienia na Gdańską innych klubów, grających w wyższych ligach. Ja nie należałem do tego grona. Na Zawiszę chodziłem jako dziecko z ojcem, a potem przez wiele lat nie miałem z klubem nic do czynienia. Gdy w Bydgoszczy pojawiła się II ligowa "Hydrobudowa" gazety pisały, że to Zawisza. Nie miałem wtedy zbytnio wiedzy o kulisach przenosin tego klubu na Gdańską i czasu by to zbytnio zgłębiać. Po kilku miesiącach zrozumiałem. Czułem złość i sporą niechęć do takiego manipulowania ludzkimi emocjami.

Studiowałem wtedy informatykę, więc w ramach uczenia się obsługi baz danych stworzyłem swoją bazę danych, która pierwotnie miała jedynie zebrać i pokazywać dokonania tego oryginalnego Zawiszy, bez narzutu wspomnianych przeszczepów. Zawisza był wtedy liderem tabeli wszech czasów, więc moim marzeniem stało się całkowite odtworzenie historii II ligowych rozgrywek (wtedy na zapleczu ekstraklasy grała po prostu II liga). Wkręciłem się całkowicie w Zawiszę. Zacząłem się pojawiać na zebraniach SP Zawisza.  Spojrzałem w oczy ludziom, którzy walczyli przez wiele miesięcy z Hydrobudową chociaż miałem świadomość co myślą o takich jak ja. Wiedziałem, że różnie to się może potoczyć, zwłaszcza, że emocje były dość świeże, ale nie potrafiłem już odpuścić sobie Zawiszy. Po kilku miesiącach wszedłem do  zarządu stowarzyszenia.

To były niesamowite czasy. Najpierw był ten niesamowity sezon 2007-2008. Żeby awansować do reorganizowanej II ligi zachodniej trzeba było wygrać rywalizację w IV lidze i przebijać się przez baraże. Już ta pierwsza część zadania nie była prosta, bo intensywne "zbrojenia" rozpoczęła właściwie równolegle Olimpia Grudziądz. IV ligę udało się wygrać z Olimpią zaledwie o włos, lepszą ilością bramek strzelonych na wyjeździe (pamiętne 2:2 w Grudziądzu). W barażach pokonaliśmy mistrza IV ligi z opolszczyzny i po wielu latach udało się wrócić na centralny szczebel rozgrywek. To był sezon, w którym nie opuściłem żadnego wyjazdu. Nigdy przedtem ani potem nie udało mi się tego powtórzyć. IV liga, to były relatywnie krótkie wyjazdy, a mecz barażowy w Leśnicy to wisienka na torcie, której nie chciał już nikt odpuszczać. Jechało na opolszczyznę wiele autokarów z naszymi. O samym tym wyjeździe i o tym jak urządziła nas policja można by napisać osobny tekst, ale w końcu w II połowie udało się nam dostać w pobliże obiektu, na którym lały się za chwilę szampany.

Byliśmy w niebie.  Zawisza grał zaledwie na trzecim szczeblu rozgrywek, w II lidze zachodniej, ale każdy mecz był prawdziwym świętem po całym tygodniu ciężkiej pracy. Na stadion przychodziło po kilka tysięcy osób, a o fantastycznych oprawach przygotowywanych przez ultrasów i o fanatycznym dopingu na trybunach bydgoskiego Zawiszy zaczęło się już robić coraz głośniej w kibicowskiej Polsce. Kolejne ekipy przyjeżdżały tu z dużą ciekawością i były świadkami ogłuszającego dopingu z legendarnej trybuny B. Żyliśmy życiem tego zespołu, śledziliśmy każde lepsze lub gorsze kopnięcie piłki, każdy najmniejszy nawet zalążek ciekawej akcji. Kibicowska populacja odradzała się z każdym miesiącem. Ludzie opowiadali sobie na mieście o fantastycznej atmosferze na meczach i wciągali swoich znajomych. Byliśmy ewidentnie na fali wznoszącej.

II liga to jednak spore wyzwanie finansowe. A marzenia nie kończyły się na II lidze. Wszyscy byliśmy przekonani, że miejsce Zawiszy i ósmej pod względem populacji w kraju Bydgoszczy jest w piłkarskiej elicie. Trzeba było podejmować trudne decyzje. Przygotowywaliśmy przekazanie II ligowej drużyny spółce z większościowym udziałem miasta. To był trudny czas. Świadomość ryzyka związanego z przekazaniem zarządzania klubem miastu mieszała się z nadziejami na dalszy rozwój klubu, możliwość grania wychowanków bydgoskiego Zawiszy w Ekstraklasie czy I lidze.

Zawiszę wspierało w tym czasie kilkudziesięciu lokalnych przedsiębiorców, ale i tak na spotkaniach zarządu ciągle zastanawialiśmy się czy nie wycofać z rozgrywek zespołu rezerw, albo skąd wziąć kilkadziesiąt tysięcy na kolejny miesiąc funkcjonowania klubu. Do dzisiaj nie wiem czy przekazanie zespołu miejskiej spółce nie było jednak błędem. Być może trzeba było wytrzymać jeszcze jeden sezon i starać się za wszelką cenę utworzyć spółkę w takiej formule, która pozwalałaby zachować kontrolę na klubem? Wtedy przetrwanie na poziomie II ligi wydawało mi się niemożliwe, od strony finansowej oczywiście. Od strony sportowej pierwszy sezon Zawiszy na centralnym szczeblu rozgrywek wypadł świetnie, bo utrzymaliśmy się bez baraży, ze składem opartym na zawodnikach z regionu. Żaden zespół z naszego regionu nie zrobił tego do dzisiaj. Grająca na poziomie II ligi Olimpia Grudziądz mocno posiłkował się już ogranymi zawodnikami z innych regionów.
Z drugiej strony mogło dojść do zadłużenia klubu, co mogło uniemożliwić powstanie spółki i ściągnąć nas z powrotem gdzieś na regionalny szczebel rozgrywek. Biliśmy się z myślami przez wiele miesięcy. Trudno powiedzieć, czy kiedykolwiek będę miał pewność, że podjęliśmy właściwą decyzję. Czy mogliśmy się spodziewać, że nowym właścicielem zostanie taka a nie inna osoba? Czy powinniśmy to przewidzieć? Czy można było sądzić, że może dojść do takich sytuacji, że łamany będzie ewidentnie statut spółki, który uniemożliwia do dzisiaj zmianę np barw klubu. A przecież jego obecne władze nic sobie z tego nie robią i zrezygnowały z białego. Czy to było naiwne, że spodziewaliśmy się przestrzegania prawa przez zarząd spółki, jakikolwiek by on nie był? Czy mogliśmy się spodziewać, że tolerować to będzie miasto, udostępniając przecież spółce obiekty i dofinansowując klub sporą kasą? I w końcu, czy można było zakładać, że nadejdą kiedykolwiek takie czasy, że całe środowisko kibiców zostanie obrzucone błotem i usunięte na wiele miesięcy ze stadionu? Że członek Rady Nadzorczej spółki nie zostanie wpuszczony na mecz? Władze klubu wpierane przez władze miasta posunęły się tak daleko, że usunęły z obiektów na Gdańskiej nawet grupy młodych piłkarzy SP Zawisza, jak gdyby bydgoscy 10-latkowie mogli być szkodliwi dla interesów nowego właściciela większości udziałów spółki. Obecnie ci bydgoszczanie grają w Sicienku dzięki gościnności i życzliwości wójta tej gminy. To jest skandal, który kiedyś zostanie rozliczony. Jestem przekonany, że przyjdzie na to czas. Tytuł książki: Zmienne koleje losu" jakże pasuje do obecnych czasów. Awans z regionalnych "pastwisk" do centralnych rozgrywek, awans do Ekstraklasy po wielu latach,  mecz Legią przy kilkunastu tysiącach kibiców na trybunach, a za kilka tygodni zmasowana nagonka na "kiboli", bojkot i już 2 lata praktycznie stracone. Co dalej?

Ale tu wracamy do naszej nowej książki. Właśnie w tamtym okresie, prawdopodobnie w 2007 albo 2008 zdałem sobie sprawę, że nad odtworzeniem historii Zawiszy Bydgoszcz pracuje równolegle kilka osób. Ja grzebałem w mojej bazie danych, zacząłem nawet efekty tej pracy pokazywać w internecie jako www.zawisza1946.pl

zawisza1946.pl


Wiedziałem, że intensywnie pracuje nad zbieraniem archiwalnych materiałów Karol Tonder, a w dodatku poznałem Zenona Greinerta, świeżo upieczonego emeryta, z mnóstwem wolnego czasu, który robił to samo. Miał niesamowitą cierpliwość do przeszukiwania bibliotek i archiwów. Udało mi się skontaktować ich ze sobą. Przypadli sobie chyba do gustu, bo kilka lat później ukazała się ich pierwsza wspólna książka o Zawiszy: „Droga do piłkarskiej ekstraklasy. Zawisza Bydgoszcz 1946-1960”, wydana w 2012 roku, a w 2015 "Zmienne koleje losu. Zawisza Bydgoszcz 1961 - 1972".

Chciałby serdecznie polecić Wam lekturę tych książek. Nawet jeżeli nie zdołacie całej jej przeczytać, to w waszym domu znajdą się świetne pozycja z kilkuset unikalnymi zdjęciami. Być może wasze dzieci lub wnuki za wiele lat będą miały możliwość sięgnąć do korzeni WKS-u.

Jeżeli ktoś z Was jest zainteresowany historią Zawisza, a nie kupił jeszcze pierwszego tomu "Droga do piłkarskiej ekstraklasy", obejmującego pierwsze 15 lat historii klubu, to serdecznie zachęcam do zakupu kompletu kolekcjonerskiego obejmującego oba tomy.

Informacje o tym jak nabyć wspomniane komplety znajdują się na stronie zawisza.info.pl


Obecna sytuacja w Zawiszy jest bardzo trudna, ale Stowarzyszenie Piłkarskie Zawisza doprowadziło do skutecznej ochrony prawnej marki Zawisza poprzez Urząd Patentowy.

źródło: zawiszafans.net


Z pewnością cały czas istnieje spora grupa bydgoszczan, która nigdy nie pozwoli na zupełny upadek klubu. Dzisiaj nie ma ich na trybunach. Bojkot trwa już ponad 700 dni, ale Zawisza nie przestał być dla nich bardzo ważny. W tej chwili SP Zawisza skupia się nad umożliwieniem trenowania swoim dzieciakom wyrzuconym z miejskich obiektów. Niedawno zbieraliśmy kasę na montaż oświetlenia dla nich.  Ta pasja nie wygasła, mimo że nie widzi jej chwilowo większość bydgoszczan, nie piszą o tym lokalne media, chociaż to przecież chodzi o młodych bydgoszczan wyrzuconych z bydgoskich, miejskich obiektów. Szkoda.


Na koniec chciałbym zacytować słowa Karola Tondera, jednego z autorów prezentowanej wyżej książki o Zawiszy:

 "Z niecierpliwością oczekuję na wydanie tomu obejmującego okres po 2013 roku, w którym każdemu odpowiedzialnemu za obecną sytuację Zawiszy podziękuje według "zasług" - to ostanie zdanie z jego notki biograficznej na okładce.


Nie chodzi tylko o młodzież z SP Zawisza. Wielu tysiącom bydgoszczan zabrano już dwa lata pozytywnych emocji związanych z dopingowaniem klubu, który powinien być naszym flagowym okrętem w zakresie promocji Bydgoszczy i regionu, a jest kibicowskim pośmiewiskiem gdzie hula sobie wiatr na trybunach. To jest problem poważny. Problemem jest także wydatkowanie miejskich pieniędzy na taki "produkt". Problemem jest również akceptacja przez ratusz naruszania statutu przez władze spółki. Jak możliwe jest, że w takich warunkach, mając anty promocję miasta na pustym stadionie  władze miasta decydują się na przedłużenie umowy na mocy której miejskie miliony dalej trafiają na konto spółki?

Wiele pytań czekających bezskutecznie na logiczną odpowiedź. Mam nadzieję, że kiedyś osoby za to odpowiedzialne poniosą konsekwencje takich działań. Za rok 70-lecie klubu. To będzie prawdopodobnie bardzo smutny jubileusz, bo wielomiesięczny bojkot wygasił w ogóle zainteresowanie Zawiszą.

Portal 90minut.pl podaje, że na meczu Zawiszy z Arką, który w normalnych warunkach byłby hitem I ligi, przyszło w ostatni weekend 200 osób. To pięciokrotnie mniej niż w Suwałkach na mecz Wigier.

źródło: 90minut.pl


Usunięcie najbardziej zagorzałych kibiców ze  stadionu miało podobno zachęcić bydgoszczan do masowego przychodzenia na mecze Zawiszy. Gdzie są ci bydgoszczanie? Piłka potrzebuje emocji, potrzebuje atmosfery. Bez kibiców nie zbuduje się normalnego klubu, a miasto zamiast promocji w kamerach telewizyjnych będzie kupować anty promocję. Dlatego ze swojej strony apeluję do władz miasta o poważne zastanowienie się nad sposobem rozwiązania tego problemu. Jak nic się nie zmieni, to jesienią 2016 napiszę, że minęło właśnie 1000 dni bojkotu. Ale może jednak da się jakoś inaczej zarządzać tą sytuacją niewątpliwie kryzysową?

wtorek, 3 listopada 2015

Zawisza przegrał w tym sezonie już 3 domowe mecze. Więcej niż przez całe 2 sezony 2011-2012 i 2012-2013.

Zawisza przegrał na swoim stadionie już 3 mecze w tym sezonie.

To więcej niż w dwóch ostatnich sezonach I-ligowych. Jeżeli tak dalej pójdzie, to każdy będzie do Bydgoszczy przyjeżdżaj po 3 punkty "jak po swoje". Ale warto przypomnieć, że jeszcze niedawno, gdy Zawisza grał na Gdańskiej "w dwunastu", większość z przyjezdnych ekip mogła jedynie nieśmiało marzyć o jednym skromnym punkciku wywiezionym z Bydgoszczy.

W sezonie 2011-2012 na stadionie Zawiszy w I lidze udało się wygrać tylko 2:3 Termalice Bruk-Bet Nieciecza. A warto pamiętać, że Zawisza występował w tym sezonie jako beniaminek !

Tylko jedną domową porażkę poniósł Zawisza 4 lata temu
Jakże miło patrzy się na średnią frekwencję na Zawiszy przekraczającą w tamtym sezonie 5 tysięcy widzów. To były czasy i atmosfera. Kto był ten przypomni sobie łatwo ten miażdżący rywali doping. Potocznie mówi się, że kibice to dwunasty zawodnik, ale moim zdaniem nie ma w tym ani odrobiny przesady. Piłka to gra, w której sporą rolę odgrywa głowa, mentalne nastawienie zawodników. Czy teraz Zawisza ma słabszy kadrowo zespół? Nie sądzę. Przecież dobrze sobie radzi na wyjazdach, zdobywa sporo bramek. Ale z magii własnego stadionu i 12-go zawodnika od dawna nie korzysta.


W kolejnym sezonie 2012 - 2013 Zawisza na swoim stadionie przegrał również tylko jeden raz.
Sztuki tej udało się dokonać Stomilowi Olsztyn, który wykorzystał osłabienie gospodarzy po tym jak czwórka graczy z podstawowego składu została "wykartkowana"w końcówce poprzedniego spotkania Zawiszy w Katowicach.

Również tylko jedną domową porażkę poniósł Zawisza 3 sezony temu


Warto dodać, że wspomniane wyżej 2 sezony w I-ligowej historii Zawiszy nie  są niczym nadzwyczajnym.
Jak pokazuje tabela wszech czasów rozgrywek toczonych na zapleczu ekstraklasy, Zawisza w 34 sezonach poniósł zaledwie 76 domowych porażek. Wypada 2,23 domowej porażki na każdy sezon spędzony na drugim szczeblu rozgrywek. To daje zaledwie 15,9% porażek spośród spotkań rozgrywanych u siebie. Teraz Zawisza ma już3 domowe porażki, a jest dopiero listopad.

Pełna tabela wszech czasów II

Jako ciekawostkę można dodać, że najlepszy wynik w tej kategorii uzyskała bezsprzecznie Amica Wronki. Nie przegrała żadnego spotkania domowego, wygrywając 14. Na zapleczu Ekstraklasy spędziła w efekcie tylko jeden sezon.

Spośród klubów, które nieco więcej pograły w tej klasie rozgrywkowej warto wyróżnić Unię Racibórz. Unia rozegrała w II lidze 162 domowe mecze przegrywając tylko 16 z nich, czuli 9,8%.

Tylko 11 na 105 domowych meczów przegrał BKS Stal Bielsko - Biała. ( 10,5%).

Spośród grających obecnie w I lidze klubów najmniejszy procentowo udział domowych porażek posiadają:
  • GKS Bełchatów (27/251 - 10,7%);
  • Zawisza Bydgoszcz (76/268 - 15,9%);
  • GKS Katowice (60/332 - 18,1 %);
  • Zagłębie Sosnowiec (40/125 - 18,3%);
  • Arka Gdynia (90/461 - 19,5%).
Pozostałe drużyny grające obecnie w I lidze mają wyższy udział domowych porażek niż 20%.

Najbliżej tej granicy jest Miedź Legnica (21,03%) oraz Wisła Płock (21,25%).

Co ciekawe, GKS Bełchatów w obecnym sezonie również został pokonany na własnym stadionie już trzykrotnie, tak samo jak GKS Katowice i Zagłębie Sosnowiec. Arka trzyma jeszcze jakość fason z dwoma domowymi porażkami, ale przecież do końca sezonu jeszcze sporo kolejek.

W obecnym sezonie po jednej domowej porażce w I lidze mają Dolcan Ząbki  i Stomil Olsztyn.

poniedziałek, 2 listopada 2015

Zmarła trzecia ofiara feralnej imprezy na UTP. Czy na Zawiszy mogło dojść do jeszcze większej tragedii?

Lokalne, bydgoskie media poinformowały, że dzisiaj w szpitalu zmarła trzecia osoba feralnej imprezy, na której bawili się studenci Uniwersytetu Technologiczno - Przyrodniczego. Tragedia, szczególnie dla rodzin ofiar jest tak dotkliwa, że nie ma najmniejszego sensu silić się jakiekolwiek słowa współczucia czy pociechy.

Mnie jednak nurtuje pytanie, czy wyciągnięte zostaną w Bydgoszczy wnioski płynące z fatalnej organizacji tej imprezy masowej. Dlaczego piszę o tym na blogu dotyczącym Zawiszy Bydgoszcz? Opinia publiczna dawno zapomniała już o wydarzeniach będących początkiem bojkotu spotkań Zawiszy, ale wielu kibiców nie zapomniało. Tamte wydarzenia również wynikały z fatalnej organizacji imprezy masowej. Niestety do dzisiaj nic nie wiadomo o wnioskach wyciągniętych z wydarzeń sprzed prawie 2 lat, a oficjalna wersja znana opinii publicznej mówi, że spora część materiałów z monitoringu zaginęła. Materiały, które miały być podstawą do analizy wydarzeń i wyciągania wniosków podobno zaginęły.

Ale po kolei.

23 listopada 2013 roku Zawisza Bydgoszcz rozgrywał swoje spotkanie z Widzewem Łódź. Po decyzji wojewody Kujawsko - Pomorskiego, pani Ewy Mess, zamknięta została największa trybuna na stadionie zajmowana zazwyczaj przez najbardziej zagorzałych fanów (trybuna B). W efekcie tej decyzji grupie kibiców sprzedawano bilety na trybunę "C"  znajdującą się na północnym łuku. Ta trybuna zajmowana była w tamtym okresie (wtedy, bo teraz porasta mchem, jako, że nikt tam na meczach od dawna już nie siedzi) przez zwyczajnych kibiców, rodziny z dziećmi, kobiety. Podczas feralnego listopadowego spotkania wszystkie te grupy kibiców wymieszane były na trybunie C.

W trakcie spotkania okazało się, że z bardzo dużym opóźnieniem dotarli pod stadion kibice ŁKS-u zaprzyjaźnieni z kibicami Zawiszy. Według zeznań kibiców byli oni bezprawnie przetrzymywani po drodze przez policję przez kilka godzin. W końcu części z nich udało się dotrzeć, ale tutaj pojawił się kolejny problem. Klub odmówił sprzedaży biletów fanom ŁKS-u w formie imiennej przedsprzedaży stosowanej z powodzeniem w większości klubów piłkarskich, które nie chcą mieć problemów z dużymi, zorganizowanymi grupami kibiców. Dlaczego nie sprzedano biletów kibicom z Łodzi tydzień wcześniej? Faktem jest, że ludziom zaczęły pod kasami puszczać nerwy, bo nie ma możliwości sprzedaży kilkuset biletów w krótkim czasie. Właśnie takim nerwowym sytuacjom ma w założeniach zapobiegać przedsprzedaż. Organizator spotkania postanowił postąpić inaczej.

Na wszystkich stadionach w kraju organizatorzy nie zapraszają policji na stadion już przed meczem, ponieważ mają świadomość, że wygenerować może to niepotrzebne napięcia. Policja reaguje wyłącznie w razie potrzeby na wezwanie organizatora, a jeżeli nic się nie dzieje policja ma być niewidoczna. Takie są standardy. W Bydgoszczy na długo przed rozpoczęciem zamieszek siły policyjne paradowały dumnie koło sektora kibiców. Nie wpisuje się to we współczesne standardy bezpieczeństwa. Niektórzy nazywają to po prostu niepotrzebną prowokacją.

W 42 minucie meczu z Widzewem policja znajdowała się bezpośrednio na trybunach, mimo spokojnej atmosfery co zarejestrowały kamery Canal +.




Niestety, na przepychankach kibiców ŁKS-u z ochroną pod kasami się nie skończyło. Kibice Zawiszy postanowili wyjść ze stadionu na znak solidarności ze swoimi przyjaciółmi z Łodzi i ....okazało się, że wąskie wyjścia zostały zablokowane przez policję. Co gorsza, kilka tysięcy ludzi  wychodzących ze stadionu nie miało świadomości, że wyjścia są zablokowane. Zadziałał efekt napierającego z tyłu tłumu i z przodu zrobiło się bardzo tłoczno. W tłumie było bardzo blisko wybuchu paniki. Bardzo przypomina to nieszczęśliwy korytarz na UTP na którym śmierć poniosły 3 młode osoby.


W tłumie stłoczonym w wąskim przejściu na Zawiszy było sporo kobiet, dzieci, osób starszych. Tragedia wisiała na włosku, a policja ....strzelała w tym czasie do tłumu  bydgoszczan. To nie jest jakiś ponury żart. Ktoś, kto tego nie przeżył nie uwierzy, a mainstreamowe media o tym nie pisały. Jeden z uczestników tego wydarzenia stracił od uderzenia gumowej policyjnej kuli oko, trudno zatem zaprzeczać. Takie sytuacje gdy tłum napiera z tyłu zdarzają się często na koncertach, są one również bardzo niebezpieczne, ale na koncertach przynajmniej policja nie strzela do ludzi. Na szczęście w tłumie znalazło się trochę przytomnych osób. Widziałem kibiców wyprowadzających z tłumu kobiety, a nawet wynoszących dzieci, które nie mogły już swobodnie oddychać. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że wydarzenia z tego dnia powinny zostać dokładnie przeanalizowane, a osoby podejmujące decyzje o takim sposobie organizacji imprezy i przeprowadzenia policyjnej akcji powinny ponieść odpowiedzialność adekwatną do zaistniałego w efekcie tych działań zagrożenia.  Jednak zamiast poważnego dochodzenia bydgoszczanie doczekali się jedynie informacji, że materiały wideo monitoringu są niekompletne. Nie jest łatwo uwierzyć, że akurat wtedy popsuł się nowy monitoring stadionowy zakupiony przez miasto, z pieniędzy podatników, a jednocześnie nie ma policyjnych materiałów, które przecież były równolegle rejestrowane przez mobilne, policyjne kamery. Tych nagrań do dzisiaj nie ujawniono, prokuratura nie postawiła żadnych zarzutów organizatorom, osobom dowodzącym akcjom policyjną ani personalnie funkcjonariuszom strzelającym przecież ludziom prosto w twarz.

Funkcjonariusze policji byli po meczu dumni ze swojego zachowania. Tłumaczyli, że ich działanie zapobiegło konfrontacji z kibicami Widzewa. Jednak kibice Widzewa byli dobre 150 metrów dalej.  Czy strzelanie do tłumu, w którym były kobiety i dzieci, usiłującego w panice opuścić stadion przez jedyne wyjście ewakuacyjne to rzeczywiście dobra decyzja?

Tędy próbowali opuszczać stadion kibice 23 listopada 2013.


Według władz nie ma problemu. Ale niestety problemy są. Bezkarność policji strzelającej ludziom w twarze jest wyraźnym sygnałem dla innych funkcjonariuszy, że takie zachowania będą tolerowane. Nie ma wyciągania konsekwencji, to w efekcie zjawisko narasta.

W maju 2015 roku z policyjnej broni ginie kibic w Knurowie ugodzony  kulą w tętnicę szyjną. Pisały o tym obszernie media, np:

"Kibice ujawnili nagranie wideo, na którym widać ten moment. Policjanci użyli broni gładkolufowej. Mężczyzna dostaje kulą, która rozrywa mu tętnicę. Przez kilkadziesiąt metrów ucieka brocząc krwią. Traci przytomność i upada. Zmarł godzinę później w szpitalu. Miał 27 lat. Osierocił syna."

Trzeba było śmierci człowieka ugodzonego policyjną kulą, żeby zainteresować problemem media. Sposobem reagowania bydgoskiej policji media nie zainteresowały się do dzisiaj, a mija 709 dni od tego dnia. 

Problemu nie bagatelizuje jednak grupa kibiców domagających się od prawie 2 lat przeprowadzenia uczciwego śledztwa. Większość kibiców odwiedzająca wcześniej stadion Zawiszy przestała chodzić na mecze. Jedni traktując to jako formę protestu, inni przestali chodzić znudzeni niemrawą atmosferą opustoszałego stadionu. Obiekt zmodernizowany za 100 milionów zł z publicznych pieniądzy od 23 miesięcy świeci pustkami podczas spotkań bydgoskiego Zawiszy. To kolejny problem, ale już na osobny tekst.

Kibic Zawiszy ugodzony policyjną kulą w wyniku tego wydarzenia podupadał na zdrowiu i zmarł jak donosił w luty 2015 roku Portal Kujawski. Czy przejęły się tym bydgoskie media? Czy przejął się tym organizator meczu? Czy okoliczności wydarzeń jakie miały miejsce 23 listopada 2013 roku na stadionie Zawiszy doczekają się kiedykolwiek wyjaśnienia? Czy zmiana władzy w kraju umożliwi podjęcie śledztwa zamiecionego przed prawie 2 laty pod dywan?
Sprawa jest poważna, bo jeżeli policja strzela z gładkolufowej broni do tłumu obywateli, w którym znajdują się kobiety i dzieci, to nie wolno przechodzić nad tym do porządku dziennego.

Zaniedbania w organizacji imprez masowych nie powinny się przytrafiać, bo konsekwencje mogą być tragiczne. Ale jeżeli już się przytrafiły, to powinny być wyjaśnione przez uprawnione do tego organy państwowej władzy. Jeżeli nie zostały wyjaśnione, to rodzi się pytanie, czy władze stoją jeszcze po stronie swoich obywateli, czy zajmują się tuszowaniem niewygodnych faktów. To musi powodować spadek zaufania obywateli do swojego państwa. Nowy parlament to nowe władze i nowe nadzieje. Być może materiały video z 23 listopada 2013 wcale nie zaginęły? Może  nowe władze potrafią je "odnaleźć"?
Jeżeli w gronie nowo wybranych parlamentarzystów są osoby mogące przyczynić się do wyjaśnienia tej sprawy to apelujmy o podjęcie takich działań. Pamięć o zmarłym koledze powinna być wystarczającą motywacją.

Problemy dotyczące bydgoskiego bojkotu wykraczają oczywiście poza sferę samych tylko wydarzeń z 23 listopada 2013.

czytaj też:
120 wyjazdowe zwycięstwo Zawiszy. Lotnik Warszawa najskuteczniejszy. 

Obecna, przykra sytuacja w klubie skutecznie zniechęca do angażowania się w cokolwiek większość ludzi. Jestem od lat zaangażowany emocjonalnie w życie i funkcjonowanie tego klubu. Od prawie 10 lat prowadzę stronę zawisza1946.pl i bazę danych o piłce. Ale od prawie 2 lat nie chodzę na spotkania swojego klubu. Tysiące ludzi w Bydgoszczy tak jak mnie, pozbawiono na wiele miesięcy, a może nawet lat, przeżywania ich ogromnej pasji. To jest bardzo przykre, a dodatkowo dla miasta promocyjnie bardzo niekorzystne. Jednak władze nie dostrzegają tego problemu, nie podejmują żadnych działań. Prezydent Bydgoszczy, Rafał Bruski podpisał w dodatku już podczas trwania konfliktu kolejną umowę z władzami spółki WKS Zawisza, umożliwiającą  jej dalsze funkcjonowanie bez wpływów z biletów. Innymi słowy, prezydent postanowił zapłacić za to, za co nie mają zamiaru płacić obywatele i jednocześnie podatnicy mieszkający w Bydgoszczy.
Trudno się dziwić spadającemu ciągle poparciu dla jego partii. Jak widać obywatelska przestała już być. Pozostała obywatelska jedynie z nazwy. Obywatelski to jest bojkot spotkań Zawiszy.

Pisanie o Zawiszy przestało mieć większy sens i smak. Zaprasza za to do czytania mojego bloga o piłce. Dwa lata bojkotu nie zniszczyły doszczętnie mojej pasji do futbolu. Skierowała się ona jedynie na bardziej neutralne tematy. Zapraszam na mojego nowego bloga: 

Futbol w liczbach: Ile dzieli nas od Europy, czyli średnie frekwencje na stadionach w Polsce.


Klub piłkarski, żeby mógł normalnie funkcjonować buduje całymi latami wokół zespołu i każdego nadchodzącego meczu pozytywną atmosferę. Sam mecz jest tylko dopełnieniem tych emocji. Bez tej "gry wstępnej" i bez tych pozytywnych emocji nigdy Zawisza nie stanie się ponownie kultowym klubem dla miasta i połowy regionu.

Piłka nożna bez kibiców nie istnieje.